wtorek, 29 maja 2018

Klinika Skokowa: Teren

Koń: Ultron's Vision, Cherokee, FH All The Stars, FH Americium, FH Hold My Liquor. FH Geographica
Jeździec: Agnes Lenoore, Maciej Talaryński, Daniel Hussian, Philip Lloyd, Elvia Savange, Jo Savange

Około 12:30, kiedy wróciłam ze spaceru i odstawiłam French na pastwisko wszyscy zebrali się przed stajnią i wspólnie poszliśmy na pastwiska po konie. Daniel postanowił wziąć All The Stars, która zaczyna karierę w wysokim sporcie i nie może spaść jej kondycja. Z tego samego powodu Phil zdecydował się na Ameryka. Ja wzięłam Liquora, który ostatnio miał coś za dużo energii, a Jo postawiła na niezawodną Geographicę. Wszyscy wyszykowali konie dosyć szybko, bo dziś rano były puszczone w derkach, więc nie wybrudziły się specjalnie mocno. Trzeba było tylko zmyć błoto z nóg na myjce i wyszczotkować kurz. Każdy założył na konia jak najwygodniejsze siodło i ochraniacze przynajmniej na przednie nogi.
Wdrapaliśmy się na konie ze schodków i ruszyliśmy na razie nie w zastępie w stronę lasu, przez pastwiska.
- No dobra - odezwał się Dan. - Musimy ustalić jakąś kolejność na kłusy i galopy. Umowa jest taka, że nie zmieniamy jej raczej, ale jeżeli komuś coś nie będzie pasowało to tylko w stępie. Jo na końcu, bo jedzie na maluszku. Ja pierwszy, za mną Maciek, za nim Phil i Agnes, a za nią Elvia. Może być?
Wszyscy potwierdzili. Stępowaliśmy spokojnie przez pastwiska, Ultron dziwnie łypał na pasące się owce, nie będąc pewnym czy przed nimi uciekać, czy je zjeść. Reszta koni szła bez większych problemów z łbami opuszczonymi w dół i wyciągniętymi szyjami.
Stępowaliśmy raczej bez pośpiechu, ale w miarę rytmicznie, żeby konie lekko rozgrzały mięśnie. Wkraczając do lasu ustawiliśmy się w zastęp, każdy wszedł też już ze swoim wierzchowcem na kontakt i lekko przyspieszyliśmy, wymagając od koni zaangażowania zadu. Wszystkie rumaki też rozbudziły się, widocznie nastawiając się już na coś przyjemniejszego niż praca na placu, podniosły lekko głowy i rozglądały się.
Na razie poruszaliśmy się wąską ścieżką w brzozowym lasku. Było pięknie, mimo niskiej temperatury, wyszło delikatne słońce, subtelnie oświetlając ścianę lasu. Wyjechaliśmy na szeroką, piaskową drogę. Z obu stron znajdowały się strome zbocza pagórków, z których ziemia sie wręcz odrywała. Można było powiedzieć, że poruszaliśmy się mini-kanionem.
- Podciągajcie popręgi i ruszamy kłusem! - krzyknął Dan, zatrzymując się. Kiedy wszyscy byli gotowi i ustawili się ponownie w zastęp najpierw ruszył stępem, a za kilka chwil popędził Tar do kłusa. Kłusowaliśmy dosyć spokojnie, nikt nie popędzał swoich koni, pozwalając im iść własnym tempem. Liquor machał głową i co chwile próbował wejść Ultronowi na zad, wiedziałam jednak, że minie mu to po pierwszym galopie. Dan nie oszczędzał koni w terenach, dlatego zabieraliśmy tylko te naprawdę wytrzymałe, lub zwyczajnie przyzwyczajone - Liq należał do tego drugiego typu. Dzisiaj jednak, z powodu gości, teren miał być odrobinę łagodniejszy. Ale tylko odrobinę, bo znaliśmy Cheera i Ultrona i wiedzieliśmy, że dadzą sobie radę, bez większych problemów.
Po około 15 minutach kłusa kanionem Dan podniósł rękę na znak zwolnienia do stępa. Przez chwilkę stępowaliśmy, aż Daniel podjechał do stromego podjazdu, którym mieliśmy wydostać się z kanionu. All The Stars na delikatny znak łydką zerwała się do galopu i przeskoczyła podjazd w dwóch susach. Tak samo zrobił Ultron, wyraźnie napalając się na tą przeszkodę, bo postawił uszy, wepchał się przed Maćka i Phila, a kiedy wjechał na górę bryknął dwa razy, będąc wyraźnie zadowolonym.
- Wybaczcie! - krzyknęła Agnes do chłopaków, ale oboje tylko machnęli ręką nie mając jej tego za złe.
Maciek chciał wprowadzić Cherokee na podjazd spokojnie, jednak po krótkim zastanowieniu popędził konia tak, że w efekcie podgalopował. Podjazd był zdecydowanie za stromy i wąski na stępa, koń musiał choć odrobinę podskoczyć, żeby go pokonać. Phil i Ameryk również wgalopowali na górę, jednak spokojnie i bez wyrywania się ze strony konia. Liquor już nie mógl wytrzymać i drobił w miejscu, na każdą próbę lekkiej nawet półparady podrywając łeb. Wystarczyło, że delikatnie przesunęłam środek ciężkości ciała na kość łonową, a ten od razu rzucił się galopem w stronę podjazdu, pokonując go jednym skokiem. Jo musiała nieźle rozpędzić Geographicę, żeby ta dała radę pokonać taką przeszkodę, jednak widać było że klaczka zrobiła to z niemałą radością. Kiedy i ona znalazła się na górze ustawiliśmy się w zastęp i ruszyliśmy stępem. Poruszaliśmy się teraz dębowym lasem, po dosyć wąskiej ścieżce, usłanej wystającymi korzeniami, które były śliskie po nocnych i porannych deszczach ze śniegiem, dlatego staraliśmy się prowadzić konie ostrożnie, a one same też wyjątkowo myślały nad każdym krokiem. Kilka razy któryś się poślizgnął, ale nie było to nic niepokojącego. Po kilku minutach wyjechaliśmy na ziemistą i dosyć ubitą drogę, jednak była wystarczająco miękka na galopy. Dan ruszył więc kłusem i po kilku chwilach zagalopował. Z początku galopował dosyć powoli, jednak po kilku minutach wyciągnął galop na tyle, że Geographica została daleko w tyle. W pewnym momencie zwolnił niemalże od razu do stępa, przez co większość zastępu go minęła. Udało się tego uniknąć jedynie mi i Jo, która z resztą dogoniła nas dopiero po kilku chwilach.
- Haha! Trzy flaszki mi się należą! - powiedział wyraźnie zadowolony.
- Ode mnie dostaniesz conajwyżej snickersa Ty wstrętny alkoholiku - odpowiedział mu z uśmiechem Phil, na co Dan pokazał mu tylko język.
- Spokojnie - powiedziałam do gości. - Dan nigdy się o te flaszki, za minięcie go, nie upomina
Ustawiliśmy się znowu w zastęp i stępowaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Zbliżyliśmy się do stromego pagórka, na który dostać się mieliśmy również stępem. Każdy wstał do półsiadu, aby odciążyć zady koni. Liq próbował podkłusowywać, ale nie o to nam w tym zadaniu chodziło. Konie miały wejść na wzgórze stępem, żeby w trakcie wspinaczki pracowały zadami, rozbudowując ich siłę, potrzebną do odpowiedniego pokonywania przeszkód. Po wjechaniu na górę daliśmy koniom chwilę na odpoczynek i poskubanie trawy. Po kilku minutach zebraliśmy konie i tak samo ruszyliśmy w dół, tym razem obciążając zady, żeby konie nam się nie sturlały. Za wzgórzem prowadziła szeroka, lekko ubita, ziemista droga wysłana kilkoma kałużami. Stępowaliśmy po niej przez chwilę po czym Dan dał znak do kłusa. Dojechaliśmy do skrzyżowania i skręciliśmy na nim w lewo i za chwilę zwolniliśmy do stępa.
- No dobra - odezwał się Dan, wykonując zwrot na zadzie, tak żeby być do nas przodem. - Za chwileczkę każdy po kolei pojedzie tą ścieżynką po prawo, galopem. Najpierw jest lekki zakręt w prawo, rów, później zakręt w lewo, dwie kłody w odległości 7 foule, dla Geographici wyjdzie z 10, szeroki zakręt w lewo i podjazd pod górkę. Chciałbym, żebyście przed podjazdem zwolnili do kłusa. Przed ruszeniem liczycie do 7 Missisipi. Pierwsza Elvia i z nią poczekacie na górze, aż ja dojadę.
Ruszyłam więc galopem, co Liqowi nie sprawiło problemu. Ogier mocno wyciągnął galop, ale rów pokonał bezbłędnie. Kłody również nie sprawiły mu większego problemu i za chwilę już wspinaliśmy się kłusem na pagórek. Obejrzałam się do tyłu. Za mną pędziła Agness na Ultronie, dla którego takie przeszkody to pestka. Zarówno rów jak i kłody pokonał, jakby w ogóle ich nie zauważył, galopował bardzo szybko, przy czym Agnes bez problemu mogła się z nim komunikować, bo kiedy tyko lekko usiadła w siodle, ten zwolnił do kłusa. Kiedy byłam już na górze, zobaczyłam jak zza zakrętu wyłania się Maciek z Cherokeem. Wałach, mimo że nie chodził crossu, dobrze radził sobie w terenach, nawet tych bardziej ekstremalnych. W końcu mieszkał w Bieszczadach, gdzie takie trasy należą do łatwych. Rów pokonał może odrobinkę koślawo, bo zanim wybił się do skoku łypnął na niego oczami, jakby nie był pewien, czy to dobry pomysł, ale pod wpływem Maćka mimo wszystko skoczył. Kłody zaś pokonał już bez większego problemu i z zapasem. Galopował równo i dosyć szybko, przy czym nie za bardzo chciał zwolnić do kłusa, jednak Maciek to wyperswadował mocniejszą półparadą i zdecydowanym obciążeniem dosiadu. Następny na horyzoncie pojawił się Phil z Americium, galopowali bardzo szybko i równo, rów pokonali wielkim susem. Ameryk takie kłody mógł pokonywać z palcem w nosie, gdyby miał palec, więc nie spodziewałam się jakiś spektakularnych odmów, czy krzywych skoków. Koń przeskoczył obie kłody z dużym zapasem i grzecznie zwolnił do kłusa, od razu kiedy Phil go o to poprosił. Następna jechała Jo. Geographica wyciągała bardzo swoje krótkie, w porównaniu do innych koni, nóżki, dzięki czemu nie miała problemu z przeskoczeniem przez rów, ani przez kłody. Jo świetnie zgrywała się z klaczką, mimo że na codzień to ja na niej jeździłam. Czekaliśmy już tylko na Dana, który za chwilkę wyłonił się zza drzew. All The Stars była koniem wszechstronnym i na zawodach skakała zdecydowanie wyższe i trudniejsze przeszkody, więc tymi się nawet nie zmęczyła. Kiedy Dan podkłusował na górę machnął do nas ręką, żebyśmy kłusowali za nim. Szybko ustawiliśmy się w zastęp. Zjazd z pagórka był dużo łagodniejszy niż wjazd, więc mogliśmy sobie na takie tempo pozwolić. Za pagórkiem skręciliśmy w szeroką piaskową drogę i tam zagalopowaliśmy. Dan znowu bardzo mocno wyciągnął galop, co zdecydowanie pasowało folbluciej części zastępu. Po kilku minutach takiego galopu zwolniliśmy do stępa, tym razem już spokojnie, z przejściem przez kłus. Kłusowaliśmy jeszcze przez chwilę tą drogą po czym skręciliśmy w wąską ścieżkę, gdzie zwolniliśmy do stępa.
Zaczęło lekko kropić.
Po kilku minutach stępa wyjechaliśmy z wąskiej ścieżki, na inną, odrobinkę szerszą. Przed nami było sporo, dosyć niskich i łagodnych pagórków.
- No dobra, przez to jedziemy galopem, wszyscy na raz. Pamiętajcie żeby utrzymywać półsiad przez cały czas, pagorki nie są strome, więc konie nie muszą jakoś specjalnie obciążać zadu. - powiedział Dan i od razu ruszył galopem ze stój. Wszyscy ruszyli za nim. Galop nie był jakiś przesadnie szybki, ale nie był też wolny, raczej wyciągnięty, ale nie tak jak ten na drodze przed chwilą. Konie angażowały zady, a między tymi bardziej stromymi pagórkami wykonywały malutkie skoki. To było dobre ćwiczenie kondycyjne, bo podłoże mimo że miękkie, to wymagające. Czasem jeździliśmy tędy w stępie, żeby konie ładnie pracowały dupkami, ale dzisiaj już sporo się wspinaliśmy. Kiedy wyjechaliśmy z pagórków Dan nie zwolnił ale galopował dalej w prawo, kawałek szerszą ścieżką, a później skręcił w węższą, ale dalej dosyć wygodną do galopu ścieżkę w lewo.
- Uwaga! - krzyknął odwracając na chwilkę głowę. - Przed nami dwie kłody, między nimi 10 fouli!
Za chwilę odwrócił się znowu i już po chwili, każdy koń po kolei pokonywał kłody. Nie były one wysokie, miały może z 60cm. Za kłodami Dan zwolnił do kłusa i w tym momencie rozpadało się na dobre.
Kłusowaliśmy tak kolejne 10 minut w zasadzie pełnym deszczu, najpierw lasem, potem przez nasze pastwiska, aż dostaliśmy się do hali, gdzie Dan zsiadł i wszystkich wpuścił, a sam wszedł na końcu. Tam rozstępowaliśmy wierzchowce i choć nikt już nie mókł, to większość z nas była zupełnie przemoknięta i trzęsła się z zimna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz