Rider: Danielle McClure | Philip Lloyd | Elvia Savange | Daniel Hussian
Dzisiaj mieliśmy zająć się treningiem skokowym Hellfire. Klacz była u nas już kilka dni, przyjechała z Cacao Choixem. Po dużych burzach przyszły okropne upały, więc poczekaliśmy z treningiem do wieczora. Zaplanowany był na mniejszą arenę skokową, większa była w tym czasie udostępniona dla pensjonariuszy, a my też nie potrzebowaliśmy tak dużego terenu. Umówiona byłam z Danielle i Danem już od rana, ale w trakcie dnia Dan przyszedł do mnie i powiedział, że chciałby, żeby Phil poćwiczył skoki z Justinem, bo to idealny koń-nauczyciel, a ostatnio Phil ma jakieś problemy i w zasadzie na każdej przeszkodzie żegna się z siodłem. Umówiliśmy się wszyscy o 17 w stajni wałachów i klaczy. Daniel przyprowadził Hellfire ze stajni dla gości i przywiązał ją na zewnątrz, ja zostałam z Quickiem w boksie, podobnie jak Danielle. Phil za to wyprowadził Justina na zewnątrz i przywiązał go obok Hellfire. Po około 10 minutach wszyscy byliśmy gotowi do treningu, bo konie nie były zbyt brudne. Zaprowadziliśmy więc wierzchowce na arenę skokową i wsiedliśmy wszyscy ze schodków. Na początek jazdy 10 minut stępa z opuszczoną głową, dla koni na rozgrzewkę. Kiedy zaczynaliśmy zbierać konie i wymagać od nich impulsu i podstawienia, na arenę przyszedł Connor.
- Jakie wysokości? - zapytał, zamykając za sobą bramkę.
- 130 - odpowiedziała mu Danielle.
Chłopak tylko kiwnął głową i zabrał się za ustawianie drągów i niskich przeszkód na rozgrzewkę. Ustawił drągi płaskie na kłusa i galop i podniesione na kłusa, a także drągi na ósemce w taki sposób, że były one na obu jej brzuszkach, ustawione na średnio ostry zakręt, na kłusa. Ustawił też przeszkody: skok-wyskok z kopert 40 cm, drąg podniesiony - stacjonata 40 cm - drąg podniesiony również na skok-wyskok, dwie stacjonaty po 60 i 80 cm i okser 80 cm.
My w tym czasie zakłusowaliśmy. Szybki szedł grzecznie, ładnie podstawiony, odpowiednim tempem, przeżuwał co jakiś czas wędzidło, lekko opierał się na wodzy, wchodząc na kontakt. Quick jest jednym z moich ulubionych koni do jazdy, energiczny i zwinny, w dodatku wysoki, co przy moich dosyć długich nogach - czyli maksymalnie długich strzemionach - jest ogromnym plusem, ponieważ na niższych koniach nie dość że wyglądam komicznie, to dosyć ciężko mi się utrzymać, dziwnie się chwieję i czuję się niepewnie, a przy krótszych strzemionach, mój dosiad staje się płytki i latam po siodle dupą na wszystkie strony. Do niższych koni nadaję się tylko na ujeżdżenie. Także ja i Szybki jesteśmy naprawdę dobraną parą, mimo że pracujemy stosunkowo krótko.
Po dwóch kółkach kłusem roboczym zaczęłam robić koła, z początku duże, potem coraz mniejsze, a potem wolty, serpentyny, wężyki. Widziałam też że inni również zabrali się za porządną rozgrzewkę. Danielle ładnie zebrała Kazia, który podstawił zad i szedł niemal jak ujeżdżeniowiec, pięknie wyciągając nogi. Para od zawsze dogadywała się doskonale i teraz było nie inaczej. Widziałam, że zaczeli pracę na kole, początkowo dużym, z czasem jednak zmniejszali je, jeżdżąc na obie strony i co jakiś czas zwalniając na kilka kroków do stępa. Phil i Justin radzili sobie świetnie. Młody co jakiś czas robił żucie z ręki, aby kary się rozluźnił, co naprawdę mu pomagało. Koń szedł żwawo i bardzo dokładnie wykonywał polecenia Phila, mimo że ten siedział na nim pierwszy raz. Ładnie skręcał i fajnie wydłużał krok. Za to Dan i Hellfire... cóż. Dan na siłę chciał ją sobie podporządkować, a ona na siłę nie chciała na to pozwolić, więc co chwilę albo podrywała głowę, albo wieszała się na wędzidle, przyspieszała jeszcze bardziej zamiast zwolnić i nie wyjeżdżała zakrętów. Aż Dan się wściekł i przyjął taktykę "chcesz szybko, to będzie szybko" i gnał ją tak, że ledwo wyrabiała, a gdy tylko zagalopowywała ostrym sygnałem zwalniał ją do stępa. Po kilku minutach klacz zrozumiała chyba, że z Danem nie ma żartów i zaczęła się słuchać. No a przynajmniej częściowo słuchać, bo przestała machać głową, weszła na kontakt i ładnie się podstawiła. Wtedy Dan zdecydował się na pracę na kole, żeby nieco ją zwolnić i zapanować nad jej krokiem.
Po około 20 minutach wszyscy zaczęliśmy najeżdżać na drągi. Najpierw płaskie, później podniesione. Szybki szedł ładnie, wysoko podnosił nogi i nie zwalniał w trakcie przejazdu. Podobnie Something - ładnie przechodził przez drągi, angażował nogi, jednak pod koniec przejazdu przez podniesione wystraszył się czegoś i zagalopował, ostro skręcając na środek areny. Inne konie również drgnęły, gotowe do ucieczki, a Hellfire zagalopowała kilka kroków. Phil szybko uspokoił karuska, inne konie też w niekrótkim czasie zapomniały o zagrożeniu. Kazio pięknie szedł przez drągi, wysoko podnosił nogi, angażował zad, nie zwalniał, ani nie podrywał głowy. Hellfire troszkę się buntowała i najeżdżała na drągi bardzo szybko, przez co się potykała, jednak Dan - cwaniaczek - zaczął robić koło przed każdym najazdem, dopóki nie uspokoiła się na tyle, żeby mógł przejechać poprawnie bez tego. Teraz każdy z nas po kolei najeżdżał na ósemkę. Danielle z Alfiem pierwsi. Casual jak zwykle doskonale poradził sobie z ćwiczeniem, szedł energicznie w ładnym zgięciu, dobrze pracował nogami i zadem, więc przejechali ósemkę tylko dwa razy. Następny Phil z Justinem, poradzili sobie podobnie, poza malutkim potknięciem, za drugim razem przejechali ćwiczenie bezbłędnie. Dan i Hellfire też nie mieli problemu, ponieważ ze względu na pracę w zasadzie na kole, klacz nie rozpędzała się zbytnio. Dan półparadował, a kasztanka ładnie podnosiła nogi i zbierała się, nie robiąc już problemów. Wygląda na to, że się dogadali. Następni byliśmy ja z Quickiem. Wałaszek pięknie się niósł, wiec nie mieliśmy z ćwiczniem problemów. Miał dzisiaj naprawdę dobry dzień. Szedł ładnie podstawiony, energicznie, na drągach wysoko podnosił nogi. Po ćwiczeniu bryknął kilka razy z radości.
Daliśmy koniom czas na chwilkę stępa, pozwalając im na wyciągnięcie głów, żeby po kilku minutach zabrać się za galopy. Danielle znów pracowała na kole, o średnicy ok 40m. Casual szedł ładnie, średnim tempem, mocno pracował zadem, zebrał się i zaganaszował. Co jakiś czas parskał i machał ogonem. Phil i Something jeździli po małym kawałku terenu w kształcie prostokąta, co jakiś czas wyjeżdżając koło. Justin chętnie szedł do przodu, ale nie wyrywał się, trzymał kontakt i odpowiedni rytm ruchu. Dan i Hellfire znowu trochę musieli powalczyć, ponieważ klacz chciała galopować za szybko. Tutaj Daniel ponownie zastosował koła, przez co klacz nie mogła sobie pozwolić na dzikie galopy, ponieważ zwyczajnie by się przewróciła. Zebrał ją ładnie, kasztanka podstawiła zad, trzymała odpowiedni takt i nawet nie chciała już zbytnio przyspieszać. Ja postanowiłam pogalopować najpierw na obie strony po pierwszym śladzie, ponieważ Szybki był dziś wyjątkowo grzeczny. Na początku przegalopowałam dwa kółka w półsiadzie, dosyć szybko, potem zwolniłam wałacha i usiadłam w siodło, zaczęłam jeździć po większych i mniejszych kołach, dodawać i skracać. W końcu wszyscy zaczęliśmy po kolei najeżdżać na drągi w galopie, Tutaj żaden koń nie sprawiał problemów, Hellfire jedynie bryknęła kilka razy. Po przejechaniu przez każdego drągów na obie strony zabraliśmy się za ćwiczenie lotnych, żeby za chwilę znów dać kopytnym chwilę odpoczynku w stępie, aż zabraliśmy się za przeszkody. Na początku skakaliśmy mniejszą stacjonatę wszyscy po kolei. Żaden koń nie miał z nią problemu, więc przeszliśmy do skok-wyskok. Tutaj też nie było większych problemów. Potem każdy na zmianę skakał drąg-stacjonata-drąg i wyższą stacjonatę. Na końcu każdy skoczył okser. Po rozskakaniu zwolniliśmy do stępa, dając Connorowi czas aby skonstruował nam ćwiczenie. Chłopak ustawił nam dwie pojedyncze przeszkody: stacjonatę 110 cm i okser 120 cm, a potem zabrał się za ustawianie następującego szeregu:
- Skok-wyskok z dwóch stacjonat 80 cm
- Foula przerwy i stacjonata 110 cm
- Foula przerwy i stacjonata 130 cm
- Trzy foule przerwy i okser 125 cm
Mieliśmy najpierw skoczyć obie przeszkody pojedynczo, a później najechać na szereg z dowolnego kierunku najazdu.
Zaczęłam ja. Zagalopowałam, i wjechałam na koło, Crazy szedł ładnie, po prostu potrzebowaliśmy chwili żeby się wdrożyć. Naprowadziłam go na stacjonatę, nie zapominając o pilnowaniu go do samego końca. Pięknie skoczył, czysto i delikatnie, jakby latał. Zaraz potem najechaliśmy na okser, który też pokonaliśmy bezbłędnie. Zwolniłam więc wałacha na chwilę do stępa, w trakcie przeszkody zaczęła pokonywać Danielle. Casual trochę się wlókł, jednak po odpowiednim sygnale ze strony McClure rozruszał się i ładnie najechał na przeszkodę, przeskakując ją na czysto. Na okserze niestety zrzucili, więc Connie poprawił im przeszkodę i najechali znowu, tym razem pokonując go bezbłędnie. Wtedy ja ponownie zagalopowałam i nakierowałam wałacha na szereg. Dodałam łydki tuż przed przeszkodą i w trakcie skakania przez skok-wyskok. Wałach pokonał to łądnie. Późniejsze dwie stacjonaty bezbłędnie, niestety potknął się po wylądowaniu, ale wyratowałam sytuację mocną łydką i dobrym sygnałem na pysk. Quick włożył w skok dużo siły i pokonał szereg bezbłędnie. W czasie kiedy ja skakałam szereg na pojedyncze przeszkody najeżdżał Phil. Chłopak stresował się nieco, ponieważ ostatnio zdarzało mu się dosyć często spadać, ale Something był genialnym koniem na takie sprawy, ponieważ jeździec mógł nie zrobić totalnie nic a on i tak skoczył. Obie przeszkody pokonali bez problemu. Wtedy na przeszkody ruszył Dan i Hellfire, a Danielle z Kaziem najechali na szereg. Casual ładnie podnosił nogi i szereg pokonał bez większego problemu, gdyby miał palca, mógłby skakać to z nim w nosie. Hellfire trochę za mocno pognała na przeszkodę, więc stuknęła kopytem w poprzeczkę, ale nie zrzuciła jej. Przed okserem Dan odpowiednio ją zwolnił. Na chwilę zwolnił do stępa, w trakcie gdy Phil skakał szereg. Widocznie już się rozluźnił, ponieważ nabył pewności siebie i mógł na spokojnie pokierować koniem. Skok-wyskok pokonali bezbłędnie, a potem karusek skakał z zapasem tak dużym, jakby pokonywał przeszkody 140 cm. Na końcu szereg skakali Dan i Hellfire. Klacz zupełnie się uspokoiła, ponieważ lubiła skakać i ładnie pokonała szereg, wysoko podciągając nogi i dobrze baskilując, bez zbytniego przyspieszania.
Connor zabrał się za ustawianie kolejnego, ostatniego już ćwiczenia.
Każdy z nas miał przejechać wybraną trasę, w zależności na którą stronę czuliśmy się mocniejsi z danym koniem - mieliśmy jechać tą drugą, słabszą stronę. Najpierw ruszyłam ja, na lewą nogę. Crazy podniecił się na widok przeszkód, jednak zwolniłam go nieco, bo bałam się że się pogubi lub potknie przy takim tempie. Najechał dobrze, trzymał tempo do samego końca, skoczył bezbłędnie, wylądował na dobrą nogę. Potem po łuku, doskonały skok, chwila galopu, lotna, przy której odrobinę się zbuntował, więc wyszła koślawo, zwolnienie do kłusa. Chciał znów zagalopować, ale mocniej zadziałałam wodzą, ładnie przeszedł drągi i szybko znów zagalopował. Trochę wyciągnęłam przy dłuższym galopie, wstałam do półsiadu i pozwoliłam mu biec, żeby usiąść w siodło i zwolnić trochę przed ostatnią przeszkodą. Niestety nie zwolniliśmy wystarczająco i Crazy zrzucił, więc zrobiłam duże koło, a Connor poprawił okser. Najechałam znowu, tym razem już poprawnie, skok był dobry. Poklepałam kasztanka i zwolniłam go do kłusa na kilka kółek w miejscu, gdzie nie przeszkadzamy innym.
*Danielle*
Ja z Casualem wybraliśmy prawą stronę, ze względu na mnie, ponieważ miałam kiedyś uraz prawego biodra, i wyraźnie słabiej mi się jeździło na tą stronę. Musiałam go mocno aktywizować, żeby bezbłędnie pokonać szereg. Najechaliśmy dosyć szybkim tempem, Casual pięknie baskilował, przeszkoczył dwie pierwsze stacjonaty bezbłędnie, po łuku na lewo i również udany skok. Lotna nie sprawiła nam żadnego problemu, zwolnienie do kłusa również, drągi przejechaliśmy ładnie, ale musieliśmy powtórzyć koło, ponieważ Kazio nie chciał zagalopować. Za drugim razem wyszło już dobrze, mocno dodałam łydki, żeby gniadosz wysilił się i pogalopował szybciej, wyciągając krok. Ostatnia przeszkoda nie sprawiła nam większego problemu, najazd był szybki i precyzyjny, a wałach ładnie podciągnął nogi. Zwolniłam do kłusa i wykizałam go po szyi, usuwając się z drogi innym na wydzielony na wykłusowanie koni kawałek areny.
*Phil*
Do tej pory szło mi dobrze, więc rozluźniłem się zupełnie. Wiadomo - stresowałem się przed każdym najazdem, jednak w czasie szeregu zupełnie o tym zapominałem, a myśl, że Justin skoczy wszystko pozwalała mi zachować jako-taki spokój. Wybrałem lewą stronę i zagalopowałem. Karosz chętnie ruszył do przodu, a nawet bryknął. Naprowadziłem go na szereg, przy czym nieco się spiąłem, ale wraz z pierwszą przeszkodą cały stres uciekł. Something skoczył obie stacjonaty ładnie, ostatnia, trzecia, po łuku również nie sprawiła mu problemu. Później lotna, zwolnienie do kłusa, drągi, wszystko szło nam dobrze, a ja czułem coraz większą dumę. Czarny szedł podstawiony, na kontakcie, energicznie, szybko reagował na moje znaki. Zagalopowaliśmy znowu, wyciągnęliśmy krok. Znowu zestresowałem się przed okserem, ale spojrzałem daleko do przodu, dzięki czemu nie wyszedłem w skoku przed konia, a Something skoczył na czysto, jedynie stuknął kopytem w drąga. Pogładziłem go po łopatce zwalniając do kłusa. Byłem naprawdę usatysfakcjonowany.
*Daniel*
Teraz już naprawdę dobrze pracowało mi się z Hellfire. Klacz na początku lekko się buntowała, ale teraz szła jak w zegarku, może odrobinę za bardzo się rozpędzała, ale dawaliśmy jakoś radę. Wybrałem lewą stronę, zagalopowałem na kole i najechałem na szereg również z koła. Klacz skoczyła dobrze, z chęcią, mocno wybiła się z zadu. Przeszkoda z łuku również nie sprawiła problemu. Po lotnej zawczasu zadbałem o poprawne przejście do kłusa, żeby klacz mi się nie zbuntowała. Po pokonaniu drągów zagalopowałem znowu i kasztanka bardzo mocno się rozpędziła. Pozwoliłem jej jednak na to, wiedząc, że jeszcze spory kawałek do następnej przeszkody. Zadziałałem mocniej pomocami po ostatnim zakręcie, a kiedy ta nie zwolniła wprowadziłem ją na koło i najazd na okser wykonałem z koła. Klacz uspokoiła się i wykonała dobry technicznie skok, bez problemu radząc sobie z wysokością. Pochwaliłem są i zwolniłem do kłusa.
Po porządnym rozkłusowaniu i występowaniu koni skierowaliśmy się do stajni, gdzie rozsiodłaliśmy wierzchowce i wyprowadziliśmy je na pastwiska, a później każde z nas poszło się zająć kolejnym podopiecznym, żeby zdążyć z treningiem przed obiado-kolacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz